top of page

Na styku miast bliźniaczych: Zgorzelec-Görlitz. Temat rzeka

Zaktualizowano: 4 sie 2021

Ewelina Polkowska, Karol Saneta


Jest 8 czerwca, a na zegarze godzina 7:40. Spotykamy się przy wejściu do hotelu i wyruszamy w drogę, prowadzącą prosto nad rzekę - Nysę Łużycką, która stanowi jednocześnie granicę polsko-niemiecką. I to temu nadrzecznemu “krajobrazowi granicznemu” oraz praktykom przestrzennym podejmowanym w jego otoczeniu chcieliśmy się bliżej przyjrzeć w ramach naszego projektu badawczego. Mamy świadomość wczesnej pory, ale też faktu, że droga zajmuje blisko pół godziny. Mijamy Urząd Miejski, Bank Polski, Park im. Andrzeja Błachańca, aż w końcu naszym oczom objawia się niepozorna droga, gęsto pokryta czarnymi kamieniami. Przechodzimy pod mostem Jana Pawła i kierujemy się w stronę Bulwaru Greckiego, wąskim chodnikiem. Znajduje się on między murem, na którym widnieją różnego rodzaju napisy, graffiti, a murkiem oddzielającym zatrawione miejsca (gdzieniegdzie naznaczone śladami obecności wędkarzy) od chodnika. Tędy, przez kolejne dni badawcze będzie przebiegać nasza trasa spacerowa.


Docieramy na Bulwar i siadamy na jednej z ławek oczekując Patryka, wice-Prezesa Zarządu „Koła PZW Zgorzelec”. Witamy się z nim, po czym zadaje nam pytanie: “Czy nie ma jeszcze żadnego wędkarza?”. Odpowiadamy, że wychodzi na to, że to nie my się spóźniliśmy, ale wędkarze, którzy mieli o 8:00 ćwiczyć, nad rzeką. Czekając, rozmawiamy co nieco z Patrykiem o nadnyskim krajobrazie i jego historii, patrząc na görlitzki brzeg, gdzie na placu przy dawnej fabryce kondensatorów od parunastu minut stoją trzy spore samochody z pontonami. Domyślamy się, że są to samochody „Boats&Friends” – firmy organizującej spływy pontonowe na tutejszym odcinku Nysy Łużyckiej, której siedziby znajdują się zarówno w Zgorzelcu, jak i Görlitz. To Patryk jako pierwszy informuje nas, że prawo dotyczące wędkowania różni się po obu stronach rzeki. Każdy wędkarz ponadto zobligowany jest do tego, aby ilekroć złowi jakąś rybę, odnotowywać wszystko w swoim dzienniku wędkarskim. Informacje te trafiają następnie do Okręgu PZW Jelenia Góra, co ułatwia pracę przy zarybianiu Nysy.


Po krótkiej rozmowie, Patryk proponuje nam, abyśmy poszli razem z nim do pobliskiego sklepu wędkarskiego. Tłumaczy nam, że tam poznamy kogoś, który „strasznie lubi rozmawiać”. Skuszeni propozycją, zgadzamy się, po czym ruszamy do miejsca docelowego. Wchodzimy do środka, a zza lady wychodzi średniego wzrostu siwy mężczyzna z brodą. Sprzedawca przedstawia się jako Grzegorz (dla znajomych „Broda”). My zwięźle tłumaczymy, że prowadzimy projekt badawczy na temat Nysy Łużyckiej. Grzegorz, słysząc tą informację wyraźnie się ożywia i zaczyna opowiadać. W międzyczasie częstuje nas zielonymi oliwkami oraz oliwkami “kalamata”, które zostały mu sprezentowane przez lokalnego Greka. Zapytany przez nas o praktyki przekraczania granicy polsko-niemieckiej w PRL-u, opowiada nam zabawną historię o tym, jak wybierając się na dyskotekę po niemieckiej stronie, przechodzili ze znajomymi pod mostem Jana Pawła przez Nysę (rzeka jest płytka). Przemieszczali się pojedynczo, w odstępach czasowych, podczas gdy „dziewczyny zagadywały strażników granicznych”. Wspomina o problemie zaśmiecania Nysy po obu jej stronach. Kiedyś nad rzeką funkcjonowało wiele zakładów włókienniczych, które zanieczyszczały rzekę. Tak od słowa do słowa udaje nam się zaznajomić z Grzegorzem, który na koniec rozmowy proponuje nam oprowadzanie po Görlitz następnego dnia.


Nazajutrz, o godzinie 18:00, spotykamy się z Grzegorzem przy moście Jana Pawła na obiecane oprowadzanie. Przekraczamy most, a pod nim nad rzeką po görlitzkiej stronie widzimy ludzi spędzających czas ze swoimi psami (co jak później się okaże, jest aktywnością dość częstą). Następnie przemierzamy görlitzki park, w którym można natknąć się na butelki po piwach czy „małpki” polskiej marki. Zdarza się, że Zgorzelanie przesiadują na ławkach po niemieckiej stronie sącząc trunek, co wiąże się z tym, że spożywanie alkoholu w miejscach publicznych w Niemczech jest dozwolone. Zresztą miejscem spożywania alkoholu (nie tylko przez Polaków) jest również sam most, gdzie nierzadko widoczne są pozostawione puste butelki czy puszki po różnego rodzaju napojach. W czasie spaceru, gdy powoli zbliżamy się do starego miasta w Görlitz, Grzegorz opowiada, że Nysa jest zarybiana na mocy współpracy międzypaństwowej: „I Niemcy zarybiają, i my zarybiamy”, z tym, że za proces zarybiania nie są odpowiedzialne koła wędkarskie, lecz kapitanat. Ciekawostką jest również to, że rzekę zarybiają także kaczki, których przysmakiem jest – jak mówi Grzegorz – ikra, która wczepia się w skrzydła kaczek i tak, gdy te następnie przemieszczają się, roznoszą ją po całej rzece. Gdy zatrzymujemy się pod Mostem Staromiejskim, Grzegorz wskazuje nam wieżę starego młynu 3-kołowego (z wizerunkiem “Europy Zjednoczonej”), na której raz odbył się koncert. Wydarzenie to przyciągnęło sporą publiczność, która rozmieszczona była na Moście Staromiejskim oraz terenie, podlegającym Farze. Było ono wyjątkowe, ze względu na fakt, że członkowie zespołu koncertowali, wisząc w powietrzu, na tle ściany młynu. Na moście obserwujemy, jak ludzie swobodnie przechodzą z jednej strony na drugą i z powrotem. Tuż pod mostem dryfuje przycumowana do brzegu gondola, która, w zależności od dnia, zmienia miejsce położenia. Nikt nie wie, skąd się wzięła. Raz tylko podsłuchaliśmy rozmowę dwóch mężczyzn, którzy zastanawiali się na głos, czemu pod mostem jest gondola. Jeden z nich mówił, “że pierwsze widzi”; drugi: “że dryfuje tak od miesiąca”, ale nic więcej nie wiedzieli. Zagadka pozostała nierozwiązana. Kiedy przechodzimy już z powrotem na stronę zgorzelecką, Grzegorz spoglądając na nadrzeczne restauracje objaśnia, że Niemcy często odwiedzają i stołują się w zgorzeleckich restauracjach z prostej przyczyny - jest taniej. Rzeczywiście, z zasłyszanych rozmów prowadzonych przy stolikach najczęściej słyszeliśmy osoby mówiące w języku niemieckim. Spacerując na brzegiem Nysy, w pewnym momencie pytamy Grzegorza o kanał ściekowy, którego wcześniej nie zauważyliśmy. Jednak on tylko macha ręką i kwituje krótko śmiejąc się, że brudzą i nic więcej nie dodaje. Dopiero później dowiadujemy się, że zanieczyszczenia były i są, tylko teraz są mniej widoczne gołym okiem, a wycieki ścieków do Nysy mogą być jednym z problemów stanu jej zanieczyszczenia.



bottom of page