top of page

"Truskawkowy szlak|"

Zaktualizowano: 4 sie 2021

Karolina Szuba, Maja Zawiślak, Kasia Paciocha


Na targu o 7:00 rano dzień zaczyna się bardzo powoli. Atmosfera jest senna, sprzedawcy i sprzedawczynie dopiero rozkładają towar, brakuje także spacerujących między stoiskami klientów. Pan Tobiasz rozkłada czapki, a stoisko z kwiatami naprzeciwko, należące do pani Marianny jest jeszcze zamknięte. Pani Marianna zmienia swoje towary w zależności od sezonu, teraz handluje kwiatami, a bliżej lata wystawi się z ogórkami i pomidorami. Spędzając czas w ich alejce, rozmawiając z nimi, zostałyśmy wprowadzone w tajniki relacji, odsłaniające zarówno zażyłości, jak i tarcia pomiędzy sprzedawcami. Pilnują sobie nawzajem stoisk, pomagają w sprzedaży czy po prostu spędzają ze sobą czas, pijąc kawę i wymieniając się nowinkami z targu. Od czasu do czasu się też kłócą i zawsze jest ktoś, kogo lubi się mniej.

Przyszedł moment, w którym na targowisku zaczyna robić się tłoczno. O tej godzinie ludzie przychodzą głównie po warzywa i owoce. Słyszymy coraz więcej rozmów: “Pani Ulu po ile dzisiaj jajka?” “A dobre te ziemniaczki?”. Dotyczą one nie tylko zakupów, ale także codziennego życia, ponieważ niektórzy odwiedzają targ również w celu spędzenia wolnego czasu. Gwar ryneczku i zainteresowanie truskawkami, na które właśnie rozpoczął się sezon spowodowało, że same nabrałyśmy ochoty na ich zakup. Z kobiałką pełną czerwonych, pachnących truskawek skierowałyśmy się w stronę stoiska z ubraniami pana Daniela. Częstujemy go owocami, których z chęcią próbuje i zaczyna opowiadać nam historię o truskawkach: skąd pochodzą i jak trafiają na targ. Te, które do niego przyniosłyśmy prawdopodobnie przyjechały z Bolesławca. Wspomina także, że niektórzy polscy sprzedawcy jeżdżą wystawiać się na rynku w Görlitz. Zainteresowane, postanawiamy udać się tam jeszcze tego samego dnia.


Na ulicy równoległej z targiem naszą uwagę zwraca wielość sąsiadujących ze sobą salonów fryzjerskich. Tylko pierwszy z nich okazuje się otwarty, a ze środka dochodzi rozmowa w języku niemieckim. Kolejne natomiast, otwierają się jedynie na umówione telefonicznie wizyty, czego dowiadujemy się z kartki wywieszonej na drzwiach. Zaciekawione tematem postanawiamy poszerzyć nasz projekt o usługi transgraniczne.

Siadamy w cieniu drzewa na trawie, na Bulwarze Greckim aby spisać notatki i przedyskutować nasz nowy pomysł. Dochodzimy wtedy do wniosku, że warto byłoby porozmawiać z fryzjerkami, dlatego umawiamy się na wizytę w salonie “Tola” na godzinę 15. Mamy teraz czas, aby udać się do Görlitz w poszukiwaniu stoisk z truskawkami.


Pniemy się wąskimi uliczkami i trafiamy na rynek miasta z pięknie odnowionymi kamienicami. Podążając trasą wyznaczoną przez Google Maps docieramy na długi zacieniony plac, gdzie wystawiają się sprzedawcy z różnym towarem. Podchodzimy do pierwszej sprzedawczyni, która rozmawia po polsku z innymi wystawcami. Dopytujemy o truskawki, które sprzedaje. Pani Teresa opowiada nam, że wraz z koleżankami, które wystawiają się obok pochodzi z okolic Węglińca i sprzedaje warzywa i owoce tylko w sezonie. Sama również pracuje na pół etatu w Polsce - w świetlicy dla dzieci. Nie płaci żadnych składek w Niemczech, tylko wykupuje sobie miejsce na targu. Wspomina, że sezon na truskawki zaczął się w tym roku bardzo późno, dlatego najpierw sprzedawała hiszpańskie, mówiąc klientom, że są z Polski. Wskazuje nam również innych polskich sprzedawców. Podchodzimy do dużego straganu, stojącego na końcu placu, osłoniętego żółtą plandeką z napisem: “U Tymoteusza i Alicji”. Panuje u nich duży ruch, przyglądamy się poukładanym w koszyczkach warzywom i owocom oraz czujemy przyjemny zapach czosnku ze słoika z ogórkami kiszonymi. Odchodzimy na bok, gdzie zaczynamy rozmowę z panem Tymoteuszem. Opowiada nam jak przewozi swoje towary. Produkty pojawiające się na jego straganie przebywają różne drogi, niektóre z nich pochodzą z giełd roślinnych (we Wrocławiu) inne z własnych upraw, które są specjalnie dostosowane do potrzeb klientów (np. hodowane pod plandekami). Potrzebują także specjalnych dokumentów (np. paszport kwiatowy), aby mogły być przewożone przez granicę. W tygodniu pracy, pan Tymoteusz wyjeżdża wraz z panią Alicją po produkty w nocy, tak aby o już 6 rano wystawić się w Görlitz. Wcześniej pracował w Polsce, jednak bardziej opłacało mu się założyć firmę w Niemczech, tam teraz płaci składki i dostanie emeryturę.


Nieuchronnie zbliża się godzina umówionej wizyty u fryzjerki, dlatego żegnamy się z panem Tymoteuszem i panią Alicją i wracamy na polską stronę. Zakład “Tola” znajduje się naprzeciwko Bulwaru Greckiego, blisko przejścia granicznego na moście Staromiejskim. Przed wejściem do salonu widzimy, że na szybie napisane są oferty w dwóch językach - polskim i niemieckim. Przedstawiamy się jako studentki, jedna z nas siada na fotelu fryzjerskim i rozpoczynamy rozmowę z panią Tolą o jej klientach. Przez pandemię zmniejszyła się ich liczba, Niemcy boją się jeszcze przekraczać granicę. Przerywając podcinanie włosów opowiada nam, że wcześniej odwiedzały ją klientki z zagranicy i przyznawały, że wolą korzystać z polskich usług fryzjerskich, ponieważ jak twierdziły, spełniają ich oczekiwania oraz posiadają lepszą technikę. Pomimo klientów różnych narodowości (odwiedzają ją również turyści z innych krajów) nie mówi dobrze po niemiecku czy angielsku, mimo to podkreśla, że: “Jeśli ktoś chce się dogadać, to zawsze się dogada”. Przerywa, aby wysuszyć włosy. Po tej krótkiej przerwie wspomina jedną ze swoich klientek z Ameryki, która przy pomocy zdjęcia wyjaśniła, jak chce mieć ścięte włosy. “Tola” to jej własny zakład, wcześniej pracowała dla kogoś, ale miała wtedy problem z dojazdem. Pomimo zmiany lokalu nadal ma swoich stałych klientów i klientki. Po ponad godzinie pani Tola skończyła swoją pracę.


Przechodzimy na drugą stronę ulicy, gdzie znowu na Bulwarach Greckich wybieramy miejsce w cieniu, aby usiąść i porozmawiać o tym, co nas spotkało dzisiejszego dnia. Wspólnie dyskutujemy i wpadamy na pomysł zrobienia mapki handlu i usług przygranicznych. Powstałe sieci ekonomiczne nazywamy szlakiem truskawkowym. Przez następne kilka dni "szwendałyśmy się" pomiędzy zakładami fryzjerskimi, targiem w Zgorzelcu i ryneczkiem w Görlitz. Rozpoznawałyśmy sieci ekonomicznych i społecznych zależności oraz transgranicznych powiązań, które w dużej mierze wyznaczał "szlak truskawkowy".



bottom of page