top of page

Rzecz o kopalni

Zaktualizowano: 5 sie 2021

Weronika Piotrowska, Szymon Czaplicki, Dominik Rolek


Na początku chcieliśmy zająć się kwestiami związanymi z aktywizmem klimatycznym, interesowało nas to, czy istnieje jakaś forma współpracy między Zgorzelcem a Görlitz, ze względu na ich położenie. Jednak teren szybko zweryfikował nasze plany i musieliśmy skupić się na czymś innym. Postanowiliśmy zająć się bardziej aktualnym, palącym tematem ekologicznym i gospodarczym, frapującym lokalną społeczność. Słyszeliśmy wcześniej o protestach w kopalni Turów i w końcu o wyroku TSUE związanym z nakazem jak najszybszego jej zamknięcia, ze względu na wpływ, jaki wywiera na stronę Czeską, która uważa, że rozbudowa kopalni węgla brunatnego Turów wyrządza szkodę obywatelom Czech. Postanowiliśmy zająć się tym tematem i ująć go z kilku różnych punktów widzenia. Nasza narracja oparta jest o perspektywy każdej osoby biorącej udział w projekcie: Weroniki, Szymona i Dominika. Przez większość czasu byliśmy razem, ale zdarzały się momenty, kiedy się rozdzielaliśmy. Kolejne akapity opowiadają fragmenty terenu odczuwanego w różny sposób.


W drodze - Weronika

Po dość długim porannym spacerze przed Domem Kołodzieja wita mnie Alejka Lipowa, oznaczona jako Pomnik Przyrody. Nie wkomponowuje się w otaczający ją krajobraz - zabudowę rodzinną i znajdujące się obok budynki Dyskontu Paliwowego Citronex. Chwilę później, poznaję Panią Elę, osobę bardzo ważną dla dalszego przebiegu naszego projektu. Siadamy na zewnątrz, zaczynamy rozmawiać. Dowiaduję się o historii całego regionu, ale przede wszystkim poznaję tę najważniejszą - związaną z Domem Kołodzieja. Pierwotnie znajdował się on we wsi Wigancice Żytawskie, która obecnie już nie istnieje. Pani Ela początkowo zabierała z niej przeróżne sprzęty, ale ostatecznie przeniosła do Zgorzelca cały dom przysłupowy, jak mówi: “wraz z jego mieszkańcami”. I faktycznie, poznaję Panią Lilę, która kiedyś w nim mieszkała, a obecnie tutaj pracuje. Opowiada mi o swoim dzieciństwie, wspomina okres wysiedlenia. Ale to, co najbardziej mnie dotyka, to jej słowa o tym, że teraz “oddałaby wszystko, żeby tam wrócić”. Tam, do Wigancic.


Pani Ela proponuje, że zabierze nas wszystkich do Bogatyni. Zupełnie się tego nie spodziewałam. Następne kilka godzin to seria kolejnych zdziwień, zachwytów i historii związanych z Workiem Turoszowskim. Obserwujemy lokalną zabudowę - domy przysłupowe, które zdecydowanie bardziej wyróżniają się na tle budynków, które do tej pory mogliśmy obserwować. Mijamy kopalnię i elektrownię, uderza mnie ich ogrom. Praktycznie wszędzie dookoła otacza nas zieleń - w okolicach Bogatyni, w Opolnie Zdrój, Turoszowie, Działoszynie i nie istniejących już Wigancicach Żytawskich.


Pod tym względem zdecydowanie wyróżnia się Opolno - dawna miejscowość zdrojowa - pełna drzew, z pięknym parkiem i alejami kasztanowymi. Jednak kontrastem do tego piękna staje się dla mnie informacja, że część tej wsi ma być wyburzona, aby poszerzyć obszar kopalni. Myślę o tym patrząc na otaczające mnie domy, przechadzających się wokół ludzi. Nie mogę do końca zrozumieć dlatego tak się dzieje. Spacerując po Opolnie, mam wrażenie, że dopiero wtedy zaczynam czuć to miejsce, stąpając po nim bezpośrednio, a nie doświadczając go tylko zza szyby samochodu. Pani Ela mówi nam także o rocznicy Pleneru Ziemia Zgorzelecka 71’.

Z Opolna przejeżdżamy do Działoszyna, poznajemy tam panią Krysię, dawną mieszkankę Wigancic. Wypijamy u niej kawę, pozwala nam także wejść na piętro swojej Kuźni. W tym momencie czuję się już przytłoczona wielością informacji i wrażeń z tego dnia, ale potem jedziemy do Wigancic. Tam, Pani Krysia jest w stanie wskazać nam wiele miejsc, które kiedyś były częścią wsi. Bardzo jej zazdroszczę, bo widzę tylko drzewa i ogarniającą cały teren zieleń. Wtedy wiem już, jak ważne to dla niej miejsce. Droga, którą jedziemy jest bardzo zniszczona, pobocze zarośnięte, od dawna nikt nie porządkował tej okolicy, ale Pani Krysia ma plan, żeby to zmienić, ze względu na odbywający się tutaj za niedługi czas bieg. Są to już nasze ostatnie chwile w tych okolicach, ale wracamy tam za kilka dni.

Dzień przed ponownym wyjazdem do Opolna spotykam się w parku z Gasparem, zgorzeleckim aktywistą klimatycznym. Opowiada o swoich początkach związanych z aktywizmem. Na początku temat był dla niego obcy, ale zaczął o nim czytać, dokształcać się i jego kolega zabrał go na strajk w Legnicy, gdzie poznał innych aktywistów. Uczestniczył w strajkach we Wrocławiu. Gaspar opowiada o swoich samotnych protestach w mieście, gdzie wychodził w piątki z banerem z hasłem: Strajk dla klimatu:


Tak pod wpływem emocji pomyślałem, że skoro jest tak źle, to ja idę i będę siedział. Nie idę do szkoły i postrajkuję sam. Ja tam siedziałem sam i niektórzy ludzie, bo to było przy drodze i jak przejeżdżali to mi pokazywali kciuki w górę, a niektórzy krzyczeli do mnie że jestem głupi. Jeden starszy pan do mnie podszedł. Chciałem z nim porozmawiać, bo zaczął dyskusję, ale powiedział, że jestem młody i nic nie wiem. I tyle.

Przed pandemią udało mu się namówić wychowawcę, żebyśmy całą klasą pojechali na wykłady poświęcone klimatowi. Gaspar wyszedł na ulicę dwa razy, potem przeszkodziła mu pandemia. W aktywizmie znacząca była dla niego odległość do najbliższych większych ośrodków miejskich, gdzie odbywają się strajki. Gdy przechodzimy do tematu związanego bezpośrednio z Kopalnią Turów Gaspar zwraca uwagę, że praktycznie cały region jest od niej uzależniony: Na jednym z moich samotnych strajków podeszła do mnie osoba, bardzo fajna. Ten Pan powiedział mi, że byłby za mną, ale on tam pracuje i potrzebuje tej pracy i nie może jej stracić, więc jest tak jakby chciał mnie wesprzeć, ale nie może, ekonomicznie musi mieć tę pracę. Pogadaliśmy, było naprawdę miło. Przykro mi było, że nie może przejść na moją stronę i potem się rozeszliśmy, ale przyszedł i przyniósł mi kebaba. Miłe, ale i przykre jednocześnie, bo byłem wege… Gaspar opowiada także o nieprzyjemnych doświadczeniach i reakcjach ludzi, którzy na widok herbaty w jednorazowym kubku, który otrzymał od reporterki, podważają jego intencje "stania w obronie klimatu".

Kolejnego dnia jedziemy do Opolna. Przyjeżdżamy busem w sobotę do Bogatyni, gdzie spotykamy się z Wiktorią - studentką ASP we Wrocławiu, która w ramach rocznicy Pleneru Ziemia Zgorzelecka 71’ jest rezydentką w Opolnie. Wiktoria na miejscu prowadzi zajęcia z dziećmi i ma stworzyć rzeźbę “Sprawiedliwość społeczna”. Wyruszamy razem do Opolna skrótem, który prowadzi przez ścieżkę przypominającą stary tor kolejowy. W tym miejscu odczuwamy już wszechobecność i bliskość natury, jednak jest ona jeszcze silniejsza po wejściu do Opolna. Tam zgrywa się z zabudową i tworzy z nią całość. Snujemy się przez jakiś czas ulicami, a potem docieramy do świetlicy wiejskiej na spotkanie dotyczące pleneru. Po kilku dniach w terenie, nachodzą mnie myśli, że tak naprawdę podczas naszego pobytu tutaj objechaliśmy praktycznie całą kopalnię Turów dookoła. Zmieniają się krajobrazy, ale sama odkrywka nadal pozostaje obiektem organizującym w pewien sposób życie lokalnej społeczności. Obiektem, z którym i dzięki któremu trzeba żyć, ale z drugiej strony – pomimo niego.

Agora - Szymon

Usiedliśmy w wiejskiej świetlicy w Opolnie Zdrój. Naprzeciwko nas na białym prześcieradle rzutnik wyświetlał slajd z napisem: „Plener Ziemia Zgorzelecka 1971”. Przed „ekranem” stały rzędy krzeseł. Mieszkańcy Opolna zajmowali miejsca i chwilę po godzinie 17 wszystkie były już zajęte, a część zebranych stała za nami, przy wejściu do świetlicy. Zza uchylonych drzwi dobiegało szczekanie psów, a podgrzewacz do wody zaczął gwałtownie bulgotać. Niepokój narastał we mnie jak ciśnienie w tym podgrzewaczu, poczułem się obcy, nieswój. Kiedy pokaz rozpoczął się, uczucie niepokoju zniknęło tak szybko jak się pojawiło. Poczułem się wtedy jak u siebie. Na pokazie, zaprezentowano zdjęcia wsi sprzed 50 lat, mieszkańcy zaczęli rozpoznawać miejsca i niektóre osoby uwiecznione na fotografiach. Jednak myślą przewodnią prezentacji było, zapoznanie zgromadzonych z działaniami artystycznymi, które miały już 50 lat temu zwrócić uwagę na kopalnie w Turowie i jej wpływ na otoczenie. Kiedy wspominanie przeszłości zakończyło się, mieszkańcom Opolna przedstawiono projekty, które będą realizowane teraz, dla nich i wraz z nimi. Są to między innymi warsztaty rysowania emocji dla najmłodszych, pomysł zagospodarowania przestrzeni przed świetlicą oraz rzeźba „Sprawiedliwość Społeczna”. Po zakończeniu części oficjalnej, rozmawiałem z Panią Basią, która zdradziła mi, że cieszy się, że ich Pani sołtys tak aktywizuje wieś, że zaczęli tu przyjeżdżać młodzi ludzie interesujący się ich losami i działającymi na różne sposoby na rzecz wsi. Na resztę tego wieczoru udaliśmy się z Panią sołtys i mieszkańcami Opolna na tak zwane afterparty.

Nocnej ciszy brak - Dominik

Siedzę tam, w trójkącie zawarty, między pozostałościami dawnego zdrojowiska - przy domu Krzysztofa, tuż obok starego kościoła. W oddali majaczy światło znad kopalni. Drogi, które prowadzą do wsi, których już nie ma, na rozdrożu słowa moje i wszystkich zebranych na biesiadzie. Po wsiach pozostały już tylko nazwy na mapach Google i wspomnienia mieszkańców. Siedzę tam, na rozdrożu, nasłuchując szumu, który wydobywa się z oddali - z otchłani, z krainy olbrzyma. Olbrzyma z Turowa. Pani Ania, sołtyska, opowiada o starym domu na uboczu, o mieszkańcach. Pani Ania w końcu pokazuje noc w Opolnie - ciszę i nie-ciszę wsi zarazem. Kiedy mijamy ostatnią latarnię, czuję pył, który osiada mi na płucach, pytam czy to normalne. Pani Ania go nie czuje, odpowiada “że się przyzwyczaiła”. Nocą we wsi nie ma psów, nocą we wsi szum klonów i śmiech olbrzyma. Światło znad kopalni i przytłumiony śmiech w oddali. Kiedy patrzę za siebie, kilka cegieł i rozłupany beton. “Tam” to prawie “tu”. “Tam” odzywa się coraz głośniej. Wracam więc z głową zanurzoną w pyle.


Mapa przedstawia miejsca, które sami odwiedziliśmy lub, o których rozmawialiśmy z naszymi partnerami badawczymi. Jest to graficzne przedstawienie terenu, po którym się poruszaliśmy oraz miejsc, które najbardziej nas poruszyły i zaznaczyły się w naszej pamięci.

bottom of page