Chodzenie, chodzenie, chodzenie… Ta aktywność zajmowała nam bardzo dużo czasu w trakcie prowadzenia badań. Wszędzie musieliśmy iść pieszo, co przy 20-parostopniowym upale było po paru godzinach dość uciążliwe i wycieńczające dla nas obojga. (Karol)
Jak zobaczyłam, że w Zgorzelcu nie ma ani tramwajów, ani autobusów, jedynie busy, które bardzo rzadko jeździły, wiedziałam, że będziemy wszędzie chodzić na piechotę. Uważałam, że codzienne spacery, które zajmowały nam nota bene pół godziny w jedną stronę, będą nam zabierały sporo czasu. Normalnie moglibyśmy ten czas jakoś spożytkować, zaś my go poświęcaliśmy na dojście nad Nysę. Denerwowało mnie to, że w Zgorzelcu nic nie ma, ale żadne z nas nie mogło nic z tym zrobić. Tak było i trzeba było sobie z tym radzić. (Ewelina)
Podejrzewałem po tempie poruszania się Eweliny, że stan nogi nie polepszył się za bardzo. Starałem się nie wywierać na niej presji, jednocześnie głowiąc się nad jakimiś sposobami, jak można uczynić z tej niedogodności zaletę. Po konsultacji z naszymi opiekunami skonstatowałem, że wolne chodzenie może mieć przełożenie na uważniejszą obserwację wszystkiego, co dzieje się dookoła. (Karol)
Pierwszego dnia zrobiłam sobie odcisk. Zajmował pół mojej “podeszwy”. Przez kolejne cztery dni męczyłam się strasznie, bo nie sądziłam, że to będzie aż takie bolesne. Przez te kilka dni byłam po prostu zdenerwowana na siebie samą. Wkurzało mnie to, że nie jestem w stanie iść tym samym tempem, co Karol. Miałam wyrzuty sumienia, że spowalniam nas oboje, ale nie chciałam o tym mówić głośno. Najgorszy był fakt, że mózg chciał, abym szła szybciej, ale nogi nie chciały ze mną współpracować. Na każdej naszej trasie było po kilka postojów. Z drugiej strony byłam wdzięczna Karolowi, że znosi zarówno moje narzekania na owe problemy z nogami, jak i postoje. (Ewelina)
Myślę, że w pewnym momencie badań zawsze przychodzi poczucie, że materiałów, notatek jest za mało; że jeszcze przydałoby się prozmawać z tą osobą bądź inną, co może działać zarazem mobilizująco, ale również paraliżująco, gdyż wszystkie nowe spotkania w terenie były dla mnie każdorazowo tak samo angażujące i wywołujące począrkowo jakiś dyskomfort (Karol)
Idziemy wolnym krokiem przez Bulwar. W pewnym momencie widzę wędkarza z całym swoim ekwipunkiem. Czuję, że musimy do niego podejść. Szturcham łokciem Karol: „Widziałeś?” – Tak, widzę, ale chcę jeszcze podejść pod most Jana Pawła”. Widzę, że szansa właśnie nam ucieka. Karol usiadł na ławce, spoglądając na rzekę. Przez chwilę myśli, podpierając się łokciami. Mówię mu, że musimy w końcu podejść, bo to jest szansa, którą należy wykorzystać. Wiem, że kolejnej może już nie być. Karol tylko przytakuje: „Wiem, wiem, wiem…”. Stawiam sprawę jasno: „Spalisz papierosa i idziemy pod most i się wracamy, bo ten wędkarz ucieknie”. Znów przytakuje. (Ewelina)
Tego dnia, rano przy śniadaniu usłyszałam, że coś dzieje się z karolem. Wychodząc ze stołówki, specjalnie poszłam na dziedziniec, bo wiedziałam, że tam go spotkam. Usłyszałam jak wyglądał jego pobyt nad rzeką poprzedniego dnia. Wcale mu się nie dziwiłam, pewnie tak samo by mnie to dobijało, tym bardziej, że chyba sama przeżywałam kryzys. Byłam świadoma, że kiedyś to natąpi, ale jak natąpił on u nas, cześciej zaczynałam zasatanawiać się jaki będzie rezultat naszeho pobytu w Zgorzelcu. Myślałam nad tym długo, ale wiedziałam też, że nie możemy się zamykać na wszystkich i wszystko. To była szansa, która nie mogła przelecieć nam koło nosa. Musiałam zmobilizować zarówno Karola jak i siebie samą. (Ewelina)
Dla mnie jedną z trudności, z którą borykaliśmy się podczas naszych współprowadzonych badań jest to, że różnie wyobrażaliśmy sobie nasze bycie w terenie; Ewelina starała się wiele uwag rozmówców zanotować od razu, jeszcze w trakcie konwersacji. Ja natomiast starałem się angażować w rozmowę, zapamiętywać słowa-klucze i prowadzić rozmowę tak, żeby rozmówca miał poczucie bycia słuchanym, tj. zadawać pytania, odnosząc się do poprzedniej wypowiedzi rozmówcy. (Karol)
Odkąd pamiętam, zawsze jak chodziłam do szkoły, zawsze też notowałam to czego mogłabym później zapomnieć. Początkowo też tak robiłam w Zgorzelcu, przy rozmowach z wędkarzami. W kolejnych dniach starałam się temu zapobiegać. Jak słuchałam ludzi, nie notując w międzyczasie ich słów, miałam wrażenie, że po godzinie nie będę w stanie sobie przypomnieć o czym była mowa. Nie wyzbyłam się tego całkowicie, ale wychodzę z założenia, że jeszcze przyjdzie na to czas. To były moje pierwsze badania, to właśnie w Zgorzelcu dowiedziałam się jak badania w ogóle wyglądają. (Ewelina)
Myślę, że trochę zajęlo nam czasu oswajanie się ze sobą w terenie. Oprócz small-talków, które były nieodłączym elementem wspólnego spacerowania, szanowaliśmy nawzajem swoja prywatność i rozmawialiśmy na tematy neutralne (szczególnie, że vyba od razu podejrzelwailiśmy, że nie we wszystkich kwestjach jesteśmy podobni, jednomyślni), aczkolwiek co rusz, jakby mimochodem, dochodziło do jakiś zwierzeń między nami, tak, że niespiesznie zaczynaliśmy się otiwerać i dyskutować, co było dla mnie wzbogacającym doświadczeniem. (Karol)
Dzisiaj siedzieliśmy z Eweliną w parku i po raz pierwszy poczułem, że oboje otworzyliśmy się w rozmowie. Spytałem się, czy w czasie spacerowania przez te wszystkie dni czuła się dziwnie w jakiś sposób w mojej obecności, ale powiedziała, że nie. Opowiedziałem jej o swoim kryzysie, który miałem w środę i czwartek, co mogło wiązać się z tym, że trudno było mi się przemóc, aby np. podejść i zagadać do wędkarzy. Było mi też głupio mówić o tym, że na początku badań czułem frustrację, bo Ewelina naciągnęła ścięgno, co spowalniało nasze przemieszczanie się po Zgorzelcu. (Karol)
W naszym przypadku, trudno było się poznać wcześniej, majać na względnie fakt, żę zajęcia obdywały się online. Początkowo, nie byłam przekonana do nowych zajomości, co możę wydawać się dziwne, bowiem natropologia bazuje na kontaktach międzyludzkich. Osobie, której jest bliżej do intro- niż ekstrawertyka, nie jest łatwo się otwierać i rozmiwiać o wszystkim. Nasze konwersacje w pierwszych dniach pobytu opierały się głównie na rozmowach o terenie. Nie chciałam dzielić się własnym życiem prywatym. Ta rozmowa odbywała się w parku w Goerlitz. Usieliśmy aby odpocząć. Dookoła były krzewy kwietne, a ja się nimi zachwycałam - uwielbiam kwiaty. Sama konwersacja zaczęła sie dość niepozornie. Zaczęliśmy od ciała i sztuki, przechodząc do poglądów dotyczących różnych kwestji oraz wymiany zdań na temat mojej itrowertyczności. Jednogłośnie stwierdzam, że ta rozmowa poprawiła mi samopoczucie. (Ewelina)
Comments